Podpisałem z klientem umowę na dostawę okien, drzwi oraz parapetów. Termin wykonania był do 10 listopada. Z oknami zjawiliśmy się 5 listopada, zostało wszystko zrobione. Klient zgodził się na przesunięcie dostawy drzwi z winy producenta. Drzwi z parapetami zostały zamontowane 15 listopada. Przy montażu ostatnich drzwi zjawiła się małżonka klienta, udali się do domu, klient za chwilę przyjechał i stwierdził, że to nie są drzwi które zamawiał. Nie będę pokazywać Pani katalogu, ale w umowie są te drzwi które zamówił i które dostał - klient nie ma racji. Wyrzucił nas z budowy, kazał nie wstawiać tych drzwi, zostały one u niego na budowie.
Jako, że jestem skory do współpracy i bardzo nie lubię iść na udry, zgodziłem się na zasponsorowanie nowych drzwi w połowie wartości - połowa ja, połowa klient. Niestety był to błąd. Klient wyczuł (a raczej syn klienta który zjawił się znikąd), że można mi po prostu nie zapłacić. Po wielokrotnych przesunięciach terminu spotkania przez klienta w końcu nagle wysłał mi pismo (mailowo), że rozwiązuje umowę, że migam porzuciłem budowę blablabla. Odpowiedziałem na jego pismo. Po kontakcie z nim powiedział, że wysłał to pismo bo czuje się bezsilny i chce szybko załatwić sprawę. Zgodziłem się z nim, klient kazał na siebie długo czekać (problemy z kręgosłupem - mam nagrane rozmowy tel. wiem, że w sądzie nie przejdzie, ale zawsze mam jak ktoś nie wierzy) i dnia 4 grudnia spotkaliśmy się na budowie w celu zrobienia protokołu odbioru i podpisania aneksu na nowe drzwi.
Na miejscu klient wręczył mi Opinię techniczną zrobioną przez jakiegoś inżyniera, o której wcześniej mi nie powiedział i nie poinformował, że będzie robiona. Opinia zawiera kilka faktycznych usterek które z całą odpowiedzialnością jestem w stanie naprawić, jednak część to bzdury. Na poprzednią ofertę klient odmówił i zażądał nowych (innych) drzwi w całości finansowanych przeze mnie oraz naprawienie usterek + płatność za wszystko dopiero po wszystkim. Klient wisi około 8200 zł. Stanowczo odmówił podpisania jakichkolwiek protokółów odbioru.
Nie mogłem się na to zgodzić, poczułem się oszukany.
Napisałem pismo nr 2 z moimi żalami, on odpisał, że swoimi teoriami, że umowa jest rozwiązana, nie zapłaci, a poprawki zleci komuś innemu.
Zawsze odbierałem od klienta telefony, sam pierwszy się kontaktowałem, zależało mi jak najszybszym rozwiązaniu sprawy.
Podejrzewam, że klient zamówił złe drzwi. Małżonka się wściekła, że to nie te, wtedy do akcji wkroczył syn. Zobaczył, że nie stawiam twardych warunków stwierdził, że będzie mnie "łatwo zrobić na pieniądze". Ale to tylko moje i montażysty gdybanie.
Czy klient może od tak sobie rozwiązać umowę i nie zapłacić? Dla mnie to absurd. Kwota montażu o której mówi (za która nie chce zapłacić) jest dużo niższa niż 8 200 zł.
Chciałem zabrać te niezamontowane drzwi na poczet długu, jednak klient stwierdził, że mimo, iż faktycznie nie są to drzwi które chciał - to mają one zostać na budowie i nic nie zabiorę.
Jestem młodym wykonawcą, zaufałem klientowi i nie podpisywałem z nim na czas protokołów. Co zrobić??


Kilka zdjęć załączam: http://i.imgur.com/SWgZeIr.jpg
http://i.imgur.com/Nj2R6wo.jpg
http://i.imgur.com/2zN08qo.jpg
http://imgur.com/Qh3hGsc
Jakby kto pytał, to taśmy mieli sobie podoklejać tynkarze, ofkors potem się zrobiła draka.